Jak się nie dać naciągnąć w podróży

To, że ludzie ludzi „robią w konia” wiadomo nie od dziś. Drobne i większe kwoty „wyciągnięte” od „ofiar” dają satysfakcję jednym i przynoszą złość drugim, o ile Ci drudzy są tego świadomi. Czasami nawet jest tego łańcuchowy ciąg zdarzeń – Mietek Józka, Józek Zośkę, Zośka Piotrka itd.
O ile Ci to nie przeszkadza lub przymykasz oko bo masz swojego „frajera”, to gdy będąc na końcu łańcucha uświadamiasz sobie, że jesteś „ostatnią pierdołą”, zaczynasz odczuwać ból. Co zrobić, żeby tak nie bolało ? Posłuchaj kilku historii zanim podpowiem, jak ja się przed tym chronię.
Meksyk – kraj o tyle wspaniały co znienawidzony przez turystów z powodu naciągactwa. Znajomi znajomych opowiadali mi jak zostali okradzeni w metrze w stolicy Meksyku i ku zbiorowej radości udało im się schwytać złodzieja. Gdy tylko wyszli z pociągu metra na peron wezwali policjanta. Ten po wysłuchaniu historii westchnął i odpowiedział, że mają szczęście, że …żyją. I kazał puścić „biedaka”.
Inna historia z Meksyku – moja.
Drugi dzień mojej wielkiej podróży – od Meksyku aż po Argentynę. Podekscytowany otoczeniem postanawiam przenocować we własnym namiocie na plaży w karaibskim kurorcie Tulum. Rankiem budzi mnie policjant, wiek około 25 lat, 40kg wagi. Tłumaczy coś w swoim języku, każe wziąć dokumenty i iść za sobą. Gdy kończy się plaża i wchodzimy w wąski pas drzew, on zatrzymuje się i gestykulując nakazuje pokazać sobie…mój portfel. Zdębiałem. Ale wyjmuję. Gdy ja trzymam portfel on przelicza znajdujące się w nim banknoty, m.in. 100 US$ i 70 meksykańskich pesos . Każe mi wyjąć te pesos, włożyć między kartki paszportu i iść za sobą. Dochodzimy do drogi gdzie stoi radiowóz i inny policjant. On wsiada za kierownicę i oficjalnie prosi mnie o paszport. Wsuwam rękę przez otwarte okno radiowozu. Widzę jak wyciąga banknoty z paszportu. Kiwa palcem na pożegnanie i przypomina mi, że kemping na publicznej plaży jest zabroniony.
Inny przykład – też z Meksyku.
Z braku połączenia autobusowego „utykam” w przygranicznym Chetumal. Jakiś kierowca taksówki opowiada mi o miejscu skąd odjeżdża autobus do Belize, gdzie chcę jechać. Zawozi mnie tam. Inkasuje ustaloną kwotę. Gdy tylko dojeżdża na miejsce informuje mnie, że ten autobus to w sumie jest ale nie codziennie. I według niego lepiej byłoby mi pojechać na przejście graniczne skąd podobno jest więcej autobusów tam dokąd chce jechać. Czyli nowa oferta, o czym nie chciał wspomnieć wcześniej. Na przekór nformuję go, że jednak zostanę tu i poczekam na ten autobus. W międzyczasie jem śniadanie na pobliskim bazarze, odświeżam się w toalecie. Czekam cierpliwie.
Po pewnym czasie, gdy siedzę przy barowym stole i wypatruje czerwonego „chicken bus’a” podjeżdża inna taksówka. Jej kierowca najpierw trąbi – nie zwracam uwagi. Jest uparty i nie poddaje się, parkuje samochód i wychodzi do mnie. Pyta gdzie jadę, na co czekam itd. Gdy mu opowiadam swój plan, on podsuwa mi własny. Zawiezie mnie na granicę, skąd będę mógł łatwiej zabrać się tam gdzie chcę. Marudzę jak to mam w swoim zwyczaju, żeby pokazać, że mi nie zależy. W końcu zgadzam się. Kierowca proponuje cenę 150. Ja akceptuję. Po drodze miła pogawędka o życiu i śmierci. Dostaję od niego przewodnik turystyczny. Za darmo. Zapala mi się „kontrolka ostrzegawcza”. Po drodze proszę go o zatrzymanie się przy banku gdzie wymieniam walutę. Trwa to 5min. Po powrocie on informuje mnie, że proponuje podwyższenie ceny o 25 z tego powodu. Myślę sobie…ok. Ma to sens. Dojeżdżamy na przejście graniczne. Jakież jest moje zdziwienie gdy kierowca mówi mi, że kwota za przejazd wynosi 175…dolarów amerykańskich !!!! Szlag mnie trafia. Ostro mówię mu, że dostanie 175 ale pesos…bo w Meksyku obowiązuje waluta pesos. I nie interesuje mnie co miał na myśli. Po głośnej wymianie zdań proponuję: ” albo bierzesz to co Ci daję albo wzywamy policję”. Padają krzyki z jego strony, nieznane mi słowa po hiszpańsku. Oddaję mu darowany przewodnik i daje banknot 200 pesos życząc powodzenia przy następnych „łowach”. Odchodzę w kierunku odprawy po stronie Belize. Odprowadza mnie ciągły dźwięk klaksonu. Choć było nerwowo to tym razem się udało.

Takich historii jest z pewnością wiele. Ale czy dałbym radę ich uniknąć? Tak, gdybym został w domu. A poważnie – z meksykańskim policjantami nie radzę Wam zadzierać. Tak przynajmniej zalecają miejscowi opowiadając mi jakie im się przytrafiły historie z nimi. Wszystkie inne sytuacje po uprzednim przygotowaniu są do przeľknięcia. A jak ?
W mojej opinii na pewno nie pomaga pośpiech. Znajomość języka – to zależy. Mam wrażenie, że czasami jej brak może sprawić, że „napastnik” zrezygnuje o ile nie jest w stanie przekonać „ofiary” do nadpłaty. Jeśli pośpiech nie ułatwia to znaczy, że czas wolny powinien być poświęcony na zdobycie dodatkowych informacji o usłudze czyli jaka jest droga dojazdu, ile mniej więcej kosztują takie przejazdy itd. W przypadku hoteli warto zajrzeć na strony kilku operatorów, porównać warunki i ceny. W przypadku rezerwacji przez stronę operatora jesteśmy w znacznym stopniu chronieni przed „dziwnymi” transakcjami zrobionym bezpośrednio. Jeśli chodzi o transport to ja mam w zwyczaju przed kupnem biletu zapytać innych, miejscowych pasażerów o cenę. Jest częstym zwyczajem, że turyści mają „swoje” ceny.

Jeśli wiesz orientacyjnie ile kosztuje usługa przygotuj sobie odliczoną kwotę tak by nie było okazji do ponownegi targowania się. Zdarzyło mi się raz gdy kierowca taksówki bodajże w Kolumbii ze złośliwym grymasem na twarzy nie chciał wydać reszty nawet w obecności policjanta, który przypadkowo stał blisko.

W portfelu miej kwotę tylko nieznacznie przekraczającą opłatę za usługę gdybyś ostatecznie chciał dać napiwek. Reszta nie powinna być widoczna dla „usługodawcy” by nie wywoływać „niezdrowych chęci” .

W ostateczności informuj „upartego oferenta”, iż nie masz wiecej gotowki tylko korzystasz z karty płatniczej.

0 0 votes
Article Rating
2 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Dobryjasiu
Dobryjasiu
4 lat temu

Jak sie nie dac zrobic miales opowiadac a nie opowiadac jak udalo ci sie uniknac kratek za biwakowanie na plazy. Jakby tak wszsycy z Meksyku tam bowakowali to noebyloby juz plazy.